Sonja Orlewicz-Zakrzewska: Bardzo się cieszę, że w końcu jest mi dane poznać tak płodnego artystę. Cieszę się, że nasze miasto może gościć osobistość tak oryginalną na polskiej scenie artystycznej.
Robert Mainka: Zgadza się, dziękuję.
SOZ: Chciałam zacząć pytaniem trochę kontrowersyjnym, ażeby zaciekawić naszych czytelników: jak doszło do tego, że jest pan w ciąży z samym sobą?
RM: Proszę pani, ciąża ta nastąpiła, kiedy obudziłem się pewnego dnia, położyłem się na panelach w moim pokoju, było dość przyjemnie, aż nagle zawiało i zerwała się zasłona, która zasłaniała okno, (gruba taka, ciężka taka) i przez okno na mój brzuch (pępek) padł strumień światła ze Słońca, które wyszło zza chmury, przymrużyłem oczy i między rzęsami porobiły mi się różne dyfrakcje i tęcze. Poczułem się jak Matka Boska wtedy.
SOZ: To jest bardzo logiczne. A czy to był moment, w którym doszło do pana także, że jest pan prorokiem?
RM: Nie, jeżeli chodzi o moje bycie prorokiem, to ja sobie z tego nie zdałem sprawy, tylko ja sobie założyłem, że nim będę, od dziecka o tym marzyłem, no i zdecydowałem, że to marzenie z dzieciństwa zrealizuję.
SOZ: No dobrze, ale co to znaczy być prorokiem?
RM: Jest to dosyć szeroki zakres obowiązków: i by trzeba było przepowiedzieć coś, prawda, i coś przeczuć, i by trzeba było coś zobaczyć. Trzeba mieć otwarte oczy i opowiadać o tym, co się widzi.
SOZ: Czy któraś z tych powinności, które pan wymienił, została już przez pana wypełniona?
RM: Proszę pani, ja zajmuję się teraz proroctwem jednym i to jest zmiana trzeciej ery słonecznej na czwartą erę, albo możemy też inaczej policzyć i powiedzieć, że zmiana czwartej ery słonecznej na piątą, albo jeszcze inaczej, czyli piątą na szóstą – ale – nowa era – na Erę Słońca Czarnego, Słońca które jest symetrycznie do Słońca naszego takiego na niebie daleko (głęboko) od oka w druga stronę – i jest to Omfalos.
SOZ: Czyli Omfalos jest czarnym słońcem?
RM: Omfalos jest czarnym słońcem. Omfalos to jest słońce zamkniętych oczu. Czerń trzeba sobie oswoić, polubić. Nie chodzi tu bynajmniej o to, że Omfalos to obiekt emitujący cień, wręcz przeciwnie.
SOZ: Piękne, a czy ma to coś wspólnego ze starożytną przepowiednią Indian Hopi? Która się teraz ponoć właśnie spełnia?
RM: Teraz słońce ulega destrukcji i pojawia się nowe słońce – Omfalos.
SOZ: Teraz, to znaczy kiedy?
RM: Proszę pani, ja to prorokuję niedokładnie jeśli chodzi o chronologię. Tak naprawdę to proroctwo jest wieczne, dotyczy każdego człowieka obojętnie w jakim jest czasie – Omfalos dokonuje się w kolejnych ludziach, a nie w czasu osi ogólnej. Proroctwo to nie jest dla świata, ale dla człowieka – jednego, każdego, poszczególnego.
SOZ: Rozumiem, że skoro to jest proroctwo, to Omfalos musiał się panu jakoś objawić. Jak to prorokom. W jaki sposób się panu objawił?
RM: Proszę pani, Omfalos się mi po prostu pojawił na żółtym piachu pod niebieskim niebem.
SOZ: Proszę wyjaśnić naszym czytelnikom, czym jest Omfalos i jakie jest jego działanie.
RM: A więc Omfalos to jest taki kamień bardzo potężny, który – to jest najpotężniejszy kamień na świecie – który umożliwia urzeczywistnienie tego wszystkiego, co nas wewnętrznie otacza. Sytuacja jest taka, że duch ten cały to jest tak zwana u mnie „myśl myśląca sama siebie x”, no ale nie jest ona nigdy samotna – ona zawsze jest otoczona kokonem czegoś tam: a to właśnie zmywarka, to właśnie pani redaktor – stale – przy otwartych i zamkniętych oczach.
SOZ: Czyli to jest taki transcendentalizm w tym wypadku?
RM: Co? (Tutaj dodam tylko, że najbliżej mi do skrajnego realizmu materialistycznego ukierunkowanego w cuda – magiczność materii).
SOZ: Omfalos jest bardzo transcendentalny.
RM: Może. Zaraz do tego dojdziemy.
SOZ: Dobrze.
RM: Otóż, jeżeli już o czymś opowiadać, to najlepiej o czymś, co jest jakieś ważne, prawda? Wiadomo, przeczuwam ja, że najważniejszą tą rzeczą jest ten punkcik świadomościowy; czyli „myśl myśląca sama siebie” to jest takie centrum wszystkiego – tylko że struktura wszechświata jest policentryczna, co komplikuje sprawę. Punkcik ten (punkciki) jest na dobrą sprawę niewyrażalny, a najbliżej niego, co można wyrazić, to jest tylko ten kokon, w którym „myśl myśląca sama siebie x” siedzi – ale na co czeka?
SOZ: Czy uważa pan, że do wszystkich jednostek się to stosuje? Czy są jednostki, które umykają temu schematowi?
RM: Absolutnie do wszystkich. Czy jest ucieczka? Ja na przykład nie potrzebuję uciekać od tego w jakieś medytacje – mnie się podoba, że ja doświadczam rzeczy, gdybym był czystym duchem to przypuszczam, że bym się bardzo nudził, choć byłoby to też życie bezproblemowe, prawda? To może jest inny temat, ale ja jako „myśl myśląca samą siebie x”, to ja nie potrzebuję chyba niczego, a targany jestem przez świat, przez ludzi, przez ciało, i tak dalej – przypuszczam, że napięcie między tymi ośrodkami powoduje, że mnie się zachciewa – tego, tamtego, ale ja jako „myśl myśląca sama siebie x”, to ja nie wiem, czy ja czegoś chcę – jest to dosyć czysty stan, chociaż cholera wie, jak to jest z tą miłością.
SOZ: Rozumiem, ale z drugiej strony pan jako prorok chyba musi być o poziom wyżej – chyba nie może pozwalać pan sobie na ten luksus myślenia czego pan chce, tylko musi pan koncentrować się na spełnianiu swej powinności?
RM: Ja tylko przekazuję.
SOZ: Medium, de facto.
RM: Jestem medium tych proroctw, ale to jest trochę co innego, bo ja mówiłem teraz o istocie bycia, a bycie prorokiem to już jest coś innego.
SOZ: Czyli pan się zupełnie odżegnuje od raskolnikowskiego konceptu ludzi zwykłych i niezwykłych – pan po prostu absolutnie polega tym, że każdy ma tę samą „myśl myślącą samą siebie x” i ten kokon?
RM: Proszę pani, ja pani powiem, że ja myślę, że nie ma ucieczki od metafizyki.
SOZ: [śmiech]
RM: A jak ta świadomość metafizyki wygląda u człowieka, no to rożnie bywa.
SOZ: Ale wobec tego jest to kwestia życiowych doświadczeń, które kształtują kokon wyłącznie, ponieważ “materia x” jest w każdym człowieku identyczna?
RM: Ja nie wiem, czy jest identyczna, czy nie jest identyczna, bo skąd miałbym niby wiedzieć.
SOZ: Czyli to też może być kwestia ilości „materii x” w danym człowieku?
RM: Nie ma czegoś takiego jak ilość „materii x”, jak pani to ujęła kalecząc trochę moje teorie, bo to nie jest materia żadna, tylko „myśl myśląca samą siebie x” (wygenerowana przez materię, czy nie wygenerowana) – nie zmieniajmy tutaj terminologii, bo się nam rozwali kosmos!
SOZ: Dobrze.
RM: Ten sposób pracy?
SOZ: Nie, ten swój kierunek.
RM: No, Prawda!
SOZ: Prawda. To piękna nazwa. Taka bezpretensjonalna. Wobec tego czuję, że może się to łączyć jakoś z moim kolejnym pytaniem, a mianowicie: czy mógłby pan opowiedzieć o koncepcji pramaterii?
RM: Więc koncepcja pramaterii jest właściwie trochę obok tego Omfalosa, to trochę inny temat; więc pramateria jest no, jakby, bazową tkanką danego wszechświata, która to jest szkieletem przestrzeni i materii.
SOZ: No, to jest taka oficjalna koncepcja pramaterii, a co pan z tego krystalizuje w swojej sztuce?
RM: Jeżeli chodzi o konkret absolutny, to każdy mój obraz zaczyna się tak, że ja zapisuję siatkę pramaterii w danym stanie. Mamy stany alfa, beta, sigma, i tak dalej.
SOZ: Proszę wyjaśnić mniej wykształconym wizualnie czytelnikom, na czym to polega.
RM: To są po prostu rodzaje kształtów tej pramaterii. Zależnie od kształtu pramaterii generuje się inny szkielet wszechświata – w tym wypadku obrazu.
SOZ: Czy pan patrząc na jakiś przedmiot może zdefiniować rodzaj pramaterii, z jakiego ten przedmiot się składa?
RM: Nie no, pramateria jest ogólna dla całości świata empirycznego, taka sama, ale można też za pomocą obrazu zaglądać w inne wersje świata.
SOZ: Czyli nasz świat składa się całkowicie z jednej wersji.
RM: Tak przypuszczam, ale jeśli chodzi o pramaterię, to ja jestem absolutnym amatorem.
SOZ: Czy zna pan jakiś autorytet?
RM: Nie, proszę pani, bo to ja wymyśliłem. Zajęty jestem jednak Omfalosem.
SOZ: No właśnie, wróćmy jeszcze do Omfalosa, czy mógłby pan…
RM: Wydaje mi się, że Omfalos jest czymś ważniejszym, bo Omfalos jest energią wyzwalającą, a pramatria w jakimkolwiek by nie była stanie to jednak jest więzieniem – różni się tylko kształt jej krat. Omfalos uwalnia, uwalnia ducha – wybawia, zbawia – zrajszcza nam ląd – życie.
SOZ: Jak rozumiem, pan jest w posiadaniu teraz Omfalosa?
RM: Proszę pani, czy uważa pani, że gdybym posiadał najpotężniejszą rzecz na świecie, to bym chodził i opowiadał o tym wszystkim głośno?
SOZ: Bardzo pan chytry, słusznie, nie było z mojej strony to zbyt inteligentne. A jeśli Pan jako właściciel Omfalosa, jak to mawiają, ma kosmate myśli, to jak pan radzi sobie z energią, którą Omfalos wyzwala w taki sposób, aby była konstruktywna?
RM: Proszę pani, poprzez dyscyplinę.
SOZ: Czy jest tak, że (jak każda technika prowadzi do metafizyki) jest pan w stanie mechanicznie wyćwiczyć taką dyscyplinę?
RM: Proszę pani, ja spędziłem te wakacje z kuzynem młodym i zaczęliśmy wymyślać, żeby stworzyć własny język, tzw. język žeke , i co się okazało, otóż, że naturalnym momentem pierwszym przy budowaniu języka jest określenie słowa na tak i słowa na nie i jest to podstawowy znak komunikacji, czyli jest to podstawa, nie wiem, bycia, komunikacji, człowiek w świecie reaguje na rzeczy i dzieli je na takie ze zbioru tak i na takie ze zbioru nie . Proszę pani moja dyscyplina, moja zasada jest jedna – „rób tak jak ci się podoba” i jeśli jestem wierny tej zasadzie to wszystko, co komunikuję jest afirmatywne, jest tym, czego bym chciał.
SOZ: No tak, ale to może być afirmatywne dla pana, ale skąd pan wie, że nie będzie destruktywne dla kogoś innego ? To bardzo hedonistyczne podejście jednak.
RM: Ciekawe pytanie. Co by było, gdyby ja swoim „tak” powiedział komuś „nie” ? No to jeżeli bym powiedział jej „nie”, to przypuszczam, że osoba ta by to odrzuciła, jeżeli prawdą jest, że ludzie dzielą rzeczy na takie na takie, które im się podobają i takie, które im się nie podobają, no to odejdzie osoba, będzie to dla niej komunikat po prostu zły.
SOZ: Aha, no tak. Wpadła mi teraz taka dość abstrakcyjna myśl do głowy. Ponieważ, jak wiemy z pana obrazów, Omfalos wypuszcza z siebie pewne figuratywne przedstawienia naszych pragnień.
RM: Nie tylko pragnień.
SOZ: Nie tylko, ale również.
RM: W większości ten kokon, który otacza „myśl myślącą samą siebie x” jest przedstawiający, rzadko kiedy myślimy prostokąty, raczej myślimy gady.
SOZ: Zgadza się. Czy są to realne byty i istnienia?
RM: Jeżeli założymy, że są realne.
SOZ: No właśnie.
RM: Albo jeśli poznamy je za rzeczywiste (jeżeli chodzi o cała tę sprawę rzeczywistości i czym ona jest, to ja polecam po prostu taką polską filozofkę współczesną Barbarę Santanę).
SOZ: Wobec tego, jak wiemy z fizyki liczba cząsteczek we wszechświecie jest stała, nie ubywa ani nie przybywa nam atomów wobec tego jeśli Omfalos jest w stanie wyprodukować rzeczywiste twory to wobec tego nie rodzi się to znikąd tylko z innego miejsca…
RM: Ubywa tak?
SOZ: …na świecie muszą zniknąć.
RM: Tutaj jeżeli chodzi o strukturę atomową chmur omfalicznych to ja się pani przyznam, że ja nie badałem tej struktury.
SOZ: Czy nie jest pan ciekaw?
RM: Proszę pani mnie się wydaję że mnie ubywa farby.
SOZ: To może to właśnie to byłoby dość mesjańskie z pana strony, zadałam to pytanie w kontekście poprzedniego pytania skąd pan wie ze to „tak” nie jest „nie” dla kogoś innego dajmy na to jakiemuś rolnikowi w Ohio zniknęła świnia, którą pański Omfalos wypluwa. Nie pomyślałam, że może to być po prostu czysto przekładalne na farbę i w tym momencie jest to bardzo mesjańskie z pana strony właściwie świetna odpowiedź. Przechodzimy dalej, chyba, że chciałby pan coś dodać, jeśli chodzi o Omfalosa.
RM: Chciałbym ostrzec czytelników, że Omfalos bardzo broni się przed zdobyciem. Wytwarza pseudoomfalosy, od groma, poprzez pączkowanie. Trzeba uważać, żeby nie złapać takiego takiego pseudoomfalosa myśląc, że to Omfalos, bo skutki mogą być niedobre. Pseudoomfalos działa odwrotnie do Omfalosa, a działa na takiej zasadzie, że jest nosicielem przypadkowo wybranego zachcenia, jeżeli uaktywnimy w dłoni pseudoomfalosa to będziemy żyć tylko myślą, którą to nam pseudoomfalos w ducha zaimplementuje. Tracimy wtedy tym samym trochę własny kokon.
SOZ: A! Taka monofrenia!
RM: Proszę pani, proszę mi przypomnieć, co to jest monofrenia.
SOZ: Jest to taka choroba psychiczna, zaburzenie psychiczne, które polega na tym, że człowiek koncentruje się wyłącznie na jednej rzeczy.
RM: Tak, pseudoomfalos, to jest to taki trochę ten wirus monofrenii. Proszę pani, ja tak się rozglądam czasem i ja widzę bardzo dużo monofreników.
SOZ: To prawda, powiedziałabym nawet, że jest to choroba XXI wieku. Czyli tych pseudoomfalosów musi być naprawdę wiele… A czy te koncepcje zgłosił pan współczesnym psychologom, bo może większość problemów psychicznych naszego społeczeństwa wynika z pseudoomfalosów?
RM: Proszę pani, wystarczy, żeby nastała ta era, nowa era, Era Omfalosa, to wszyscy wtedy po prostu przejrzą na oczy.
SOZ: Nie możemy się już doczekać „ery czarnego słońca”, Ery Omfalosa, natomiast mam jeszcze takie za artystę awangardowego?
RM: Nie działam przeciw jakieś fali tylko podłóg własnej, a czy na przeciw jej płynie jakaś inna – drugorzędna sprawa. Na pewno sprzeciwiam się artystycznemu hochsztaplestwu i socjogranciarstwu – a, przyzna pani, tyle tego teraz…
SOZ: Pytanie na rozluźnienie: co doradziłby pan początkującym artystom?
RM: Proszę pani, ja jeszcze raz powtórzę, uważać trzeba na pseudoomfalosy i szukać Omfalosa.
SOZ: Chciałabym zapytać pana o inne nurty pana twórczości,
wiemy, ze od dawna pracuje pan nad Triumfem Ducha. Cóż to za duch i nad czym triumfuje?
RM: Proszę pani, ten duch to on triumfuje ze swojego zwycięstwa, bo to jest stan ducha wyzwolonego z więzów pramaterialnych, gdzie duch poprzez nieskończone możliwości psychokinezy potrafi stwarzać właściwie wszystko co chce. To duch, który wchłonął Omfalosa. Stopień wyżej w drabinie szczęścia.
SOZ: Czyli, de facto, taki duch oświecony.
RM: Nie wiem. Jest to rodzaj szczęścia…
SOZ: Czyli pan jest szczęśliwy?
RM: Proszę pani, ja nie jestem szczęśliwy, bo ja jestem cały czas jeszcze w więzach pramaterii, w tej klatce… Jeść ciągle trzeba.
SOZ: Czy potrafi pan sobie wyobrazić transpozycje do takiego stanu czy potrafiłby pan sobie wyobrazić transpozycje do takiego stanu pramaterii, w którym uwolniłby się pan od czynności fizjologicznych?
RM: Proszę pani – jedynym obszarem w świecie empirycznym, gdzie duch może doświadczać triumfu to jest sztuka.
SOZ: Nie umówiliśmy jeszcze sprawy Libidalnych Dreszczy. Skąd one do pana przychodzą i jak je pan przeżywa?
RM: Proszę pani, jeśli pani nie wie, skąd docierają Libidalne Dreszcze, to proszę podać mi dłoń, ja pokażę… Proszę pani Libidalne Dreszcze docierają po prostu z okolic krocza.
SOZ: Jak pan je przetwarza, aby zrobić z nich sztukę?
RM: Proszę pani jak ja to robię… rękami, głównie rękami.
SOZ: Proszę opowiedzieć więcej o Libidalnych Dreszczach.
RM: Ten zbiór, proszę pani, jest póki co w takim stanie zalążkowym, bardziej opartym na metaforze i pewnym nastroju niż na meritum sprawy, żeby dotknąć meritum Libidalnych Dresczy, to po prostu musiałbym się szczęśliwie zakochać (Lidibalne Dreszcze prowadzą ducha do Erosa Zwycięskiego) i wtedy można opowiadać o tych Libidalnych Dreszczach w sposób niemetaforyczny, a już – relacjonujący. Chodzi o to, by oko widziało, kogo tam duch kocha. By się mogło przyglądać.
SOZ: Czyli pan zasadniczo jest tradycjonalistą uczuciowym, to znaczy, nie uznaje pan Libidalnych Dreszczy jako uniesień jednej nocy.
RM: Proszę pani, oko/duch musi przyglądać się bezśpiesznie, by coś z tego było…
SOZ: Rozumiem.
RM: A jeśli nie może to ucieka w różne erzatze. A marzenia są dwa: Triumf Ducha i Eros Zwycięski.
SOZ: Słyszałam, że istnieje wzór matematyczny na połączenie Triumfu Ducha i Erosa Zwycięskiego. Czy mógłby pan nieco wyjaśnić, bo spotkałam się z opiniami, że nie jest to do końca jasne.
RM: Θx=E1(TD)xE2(EZ) , czyli dla każdego momentu„ myśli myślącej samą siebie x” stopien realizacji Triumfu Ducha i Erosa Zwycięskiego jest jakiś tam. Chodzi o to, że dla „myśl myśląca samą siebie x” jest otoczona tymi dwoma energiami (Psychokinetyczne Żądze i Libidalne Dreszcze) w różnych proporcjach. Czasem nas ciągnie bardziej do Triumfu Ducha, a czasem do Erosa Zwycięskiego (czyli orgazmu). To są takie dwie sytaucje, których syntezy sobie nie potrafię wyobrazić — jakieś szczęście absolutne.
SOZ: Takie ॐ – „Om”.
RM: Na pewno pełnia szczęścia, a nie pustka szczęścia.
SOZ: Pełnia jest pustką jak stwierdził Jung. Brakuje WWw tym równaniu jednej zmiennej. Otóż, czy nie powienien wystąpić tam kokon w charakterze dzielnika?
RM: Proszę pani, jest to bardzo, bardzo, bardzo słuszne, to jest bardzo słuszne, przypuszczam, że ma pani po prostu rację.
SOZ: Pytanie na koniec. Co Pan sądzi o łódzkiej Szkole Filmowej?
RM: Kilka na pewno wspaniałych osób spotkałem. Jestem wdzięczny sobie, że do Szkoły Filmowej poszedłem.
SOZ: Artysto Mainka, bardzo miło było mi porozmawiać z Panem i dowiedzieć się wielu istotnych kwestii, które w jakimś tam sposób, mam nadzieję, wstrząsną sztuką współczesną. Ja i czytelnicy będziemy śledzić pana poczynania z zapartym tchem i miejmy nadzieję, że wszyscy weźmiemy sobie do serca pana ostrzeżenia na temat pseudoomfalosów.
RM: Nie wystarczy uważać na pseudoomfalosy! Trzeba też szukać Omfalos.