Alicja Lesiów

Nie ma czasu

Dwa schroniska górskie,
dwa krańce kraju,
„dwa” czasy,
ojciec i córka.
Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, czy powielasz schemat?
Czy żyjesz tak samo, jak ktoś już wcześniej żył?
Brnąc w głąb pamiątkowych fotografii rodzi się coraz więcej pytań.
Rudawy Janowickie, przełom XX i XXI wieku. Bieszczady, rok 2019.
Opowiadam o dwóch czasach, ale zawsze w cudzysłowie. Możliwe, że podział nie istnieje…


Wieczory świstaka

– Piecowy!! Gdzie jest piecowy?! O, świetnie. Jesteś. Weź to tam ładnie otwórz. Piecyki z beczki po fryturze to są jednak genialne, po prostu genialne. No, ładnie tam otworzyłeś? To teraz zamykamy, szybciutko, bo nie ma czasu. A teraz szlug. Ulka, puść tam coś wesołego, pizze jemy w końcu. I pal coś lepiej.

Każdy ma swoje zadanie. Jeden myje płaski kamień do pizzy, najczęściej piwem. Inny podnosi i opuszcza prowizoryczny piecyk. Ktoś nakłada warzywka i ser. Ktoś jest specem od muzy, ale żadnego Dżemu i Starego Dobrego Małżeństwa. Jak puścisz coś takiego, to wylatujesz. Reguły muszą być. Przy rzece ktoś usiłuje porąbać starą ławkę na opał. Ktoś zasypia na własnych kolanach. Kogoś wysłali do baru po zapas browarów. A zdarza się też taki, co siedzi, dźga w spokoju winko, pali pety i gapi się w ogień. Przy produkcji pizzy bardzo ważny jest podział obowiązków. W ogóle podczas ognisk bardzo ważny jest podział obowiązków. W schroniskowe wieczory świstaka każdy doskonale wiedział, co miał robić.


Ostatnich czternastu

Podczas jednego z wielu letnich wieczorów przechadzałem się przed schroniskiem. Paliłem piątego czy szóstego z kolei papierosa. Zauważyłem postać, która niebezpiecznie szybkim krokiem zbliżała się do mnie. Facet, na oko trzydziestoletni stanął naprzeciw mnie i zapytał:

– Ma pan może poratować papieroskiem?

Ogarnął mnie dreszcz. Nie wiem jaką miałem minę, ale podejrzewam, że było to coś pomiędzy konsternacją a lekką paniką. Przeanalizowałem szybko sytuację i doszedłem do jednego, determinującego wniosku: to moja ostatnia paczka, a do najbliższego otwartego sklepu jest 15 km. Sięgnąłem do kieszeni. Powolnym ruchem otworzyłem wieko paczki. Koleś śledził każdy mój ruch, widziałem nadzieję w jego oczach. Szybko przeliczyłem papierosy w paczce. 14. Jest ich czternaście. Nie mogę sobie tego zrobić.

– Paaaanie. Ja pana bardzo przepraszam, ale mam ostatnich czternaście. Do rana mi nie starczy.

Był w sporym szoku. Z początku patrzył na mnie jak na świra, który nie bardzo wie, co przed chwilą powiedział. Wybełkotał pod nosem niemrawe “dzięki” i poszedł do znajomych, którzy siedzieli przy ognisku. Ja natomiast wyciągnąłem siódmego już z kolei papierosa i udałem się w swoją stronę.

Wszystkie
prace